Wiecie, że lubię Wam pisać lekko i przyjemnie, ale ten cholerny luty po prostu mi nie daje. Nie zliczę ile razy w tym miesiącu do głowy wpadał mi jakiś zabawny pomysł na tekst, który wyparowywał jak pieniądze z budżetu państwa, gdy tylko opuszkami palców dotykałam klawiatury. Kopa energii i pierwszy od dawna bodziec do pisania dał mi dopiero ten nieśmiało-absurdalny i absurdalnie-nieśmiały pomysł zgłoszenia się do tego konkursu. Głupio tak pchać się między największych naszej blogosfery i żebrać o smski nie oferując nic w zamian… Oferuję więc nowy tekst.
Luty jednak wciąż nie chce się skończyć, pozostając więc w jego dusznym klimacie opowiem Wam pewną nie do końca wesołą historię…
Kategoria: samochody
5 rzeczy, które najbezpieczniej robić w samotności
Krokami wielkimi niczym bezmiar ludzkiej głupoty zbliża się do nas najbardziej różowe święto w roku – Walentynki – a wraz z nimi niebywale niebezpieczny przymus robienia nawet najbardziej absurdalnych rzeczy r a z e m, w parach. Jeśli jednak na myśl o gorączkowych poszukiwaniach partnerach dostajesz, nomen omen, gorączki, wizja dzielenia się swoją przestrzenią osobistą z innym człowiekiem przyprawia Cię o mdłości lub po prostu najbardziej na świecie cenisz sobie święty spokój, mam dla Ciebie dobrą wiadomość…
Istnieją bowiem rzeczy, które najlepiej i najbezpieczniej jest robić w samotności.
Sztuka kontrolowania własnej trzeźwości w sześciu aktach
Każdy zdrowy na umyśle człowiek zgodzi się, że prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu jest tak idiotyczne, że aż ciężko uwierzyć jak często trzeba ludziom o tym przypominać. Jednak o ile wsiadanie za kierownicę bezpośrednio po spożyciu jest raczej powszechnie potępiane, to już z wczorajszym kierowcami mamy pewien problem. Niby każdy organizm jest inny i w zależności od wielu czynników alkohol schodzi z nas szybciej lub wolniej, jednak wiele osób zdaje się nie pamiętać, że między „wydaje mi się, że już mogę jechać” a „mogę już jechać” różnica może wynosić kilka setnych promila.