Prędzej czy później, dopadnie każdego. Niektórych bardziej udręczy fizycznie, innym pozostawi sprawne ciało, ale odbierze rozum. Jest podłą suką, do tego bardzo przebiegłą, bo nie pojawia się tak zupełnie znienacka tylko skrada się na paluszkach, tak cicho i powoli, żebyś jeszcze przez długi czas nie zauważył jej nadejścia. To wszystko dzieje się stopniowo; tak to już w życiu bywa, że swoje trzeba wyczekać. Ale kiedy zdasz sobie sprawę, że te pozornie niezwiązane ze sobą w żaden sposób elementy, objawy i poszlaki tworzą spójną całość, a sygnałów, które uparcie starasz się ignorować, dalej ignorować się nie da… Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, chociaż to na pewno zaboli albo chociaż zdziwi: Tak, właśnie dopada Cię starość.
Kategoria: klucha
Jak przeżyć święta i nie zwariować?
Jesteś gospodynią domową, wojującym ateistą, zgorzkniałym cynikiem, zbuntowanym nastolatkiem, Grinchem albo po prostu wolałbyś, żeby świąt nie było? Zdradzę Ci dziś parę sekretów…Przede wszystkim nie jesteś w tym sam! A co więcej, święta da się przeżyć i to nawet bez większego uszczerbku na zdrowiu; właściwie w ogóle nie trzeba się nimi przejmować. Już dziś poradzę Ci jak maksymalnie ułatwić sobie te ciężkie dni. Pomysłów może być wiele- od tych bardziej drastycznych, aż po całkiem niewinne żarciki, które umilą Ci życie nie doprowadzając babci do zawału.
PS Ten post zawiera nawet więcej niż śladowe ilości porad z serii #jakżyćźleisięztegocieszyć
Rozdział 2, w którym Ciepła Klucha postanawia zostać Superbohaterką
Tak jak rzecze opis mojej skromnej osoby w prawym górnym rogu… Żyję sobie gdzieś w mentalnej luce między takimi bohaterkami jak Bridget Jones i Lisbeth Salander. I zapewniam- nie jest to wybór przypadkowy!Jeśli istnieją jeszcze na świecie ludzie, którzy o którejś albo (o zgrozo!) o żadnej nie słyszeli to serdecznie polecam- zarówno książki jak i filmy! W dowolnej, dostosowanej do potrzeb i możliwości kolejności. Ja wiem, że do znudzenia, od najmłodszych lat wpaja się nam nienaruszalną zasadę: Najpierw książka, potem film! Najpierw pierwowzór! I nie ma przebacz.
Ale wybaczcie… O ile w przypadku pierwszej części trylogii „Millenium” nie mam żadnych wątpliwości co do geniuszu autora, i żadna z ekranizacji (czy to szwedzka czy hollywoodzka) nie umywa się według mnie do książki, to już stety-niestety nie jestem jakoś szczególnie przywiązana do książkowej wersji „Dziennika Bridget Jones”. Owszem, to książka fajna i przyjemna, ale tak jak film mogę oglądać wielokrotnie to jednorazowa przygoda z książką zupełnie mi wystarczyła.
Jednak o ile napisanie fajnego bestsellera nie jest jeszcze wyczynem wymagającym jakichś paranormalnych umiejętności, to już do stworzenia tak wyrazistych i wyjątkowych postaci jak Jones i Salander potrzeba nie lada talentu – nie tylko pisarskiego.Dla mnie obie są doskonałe, choć każda inaczej. Jedna do bólu prawdziwa, druga jakby żywcem wyrwana z komiksu.Ciężko znaleźć inne bohaterki tak różne jak te dwie… A jednak obie podziwiam, na ten swój własny pokręcony sposób.
