Jak ja lubię niespodzianki, czyli poszłam na przedstawienie dla dzieci

Mamy od paru lat taką rodzinną świecką tradycje, że mniej więcej raz w miesiącu wybieramy się do teatru. Nie powiem, dla mnie, studentki oszczędzającej każdy grosz na zakupach w Stonce, jest to rozwiązanie niezwykle wygodne – rodzina przyjeżdża, płaci za bilety, zabiera na kolację i nieraz jeszcze wałówkę na kolejne tygodnie zostawi. Odchami się człowiek i naje za jednym zamachem i to za darmo. Ktoś niemądry mógłby stwierdzić, że ma to też swoje gorsze strony – czasami niemal z dnia na dzień dowiaduję się na co i gdzie idę, często nie kojarząc w ogóle, co to za miejsce i co to za ludzie, nikt mnie nie pyta o zdanie, co czyni ze mnie widza (przynajmniej początkowo) niezbyt świadomego lub, co gorsza, widza niezadowolonego. Ale z czystym sercem przyznaję, że los obdarzył mnie wyjątkowo fajnymi rodzicami, a w tym wypadku zwłaszcza tatą, bo to jego zadaniem jest comiesięczny dobór repertuaru. No i raczej nie zdarza się, żebym wyszła z wybranego przez niego przedstawienia niezadowolona, więc generalnie nie kwestionuję jego umiejętności w tym względzie. Ale w ostatni weekend  byłam już bliska zwątpienia…

Czytaj dalej

Starość nie radość, czyli czy po to właśnie chcieliśmy dorosnąć?

Prędzej czy później, dopadnie każdego. Niektórych bardziej udręczy fizycznie, innym pozostawi sprawne ciało, ale odbierze rozum. Jest podłą suką, do tego bardzo przebiegłą, bo nie pojawia się tak zupełnie znienacka tylko skrada się na paluszkach, tak cicho i powoli, żebyś jeszcze przez długi czas nie zauważył jej nadejścia. To wszystko dzieje się stopniowo; tak to już w życiu bywa, że swoje trzeba wyczekać. Ale kiedy zdasz sobie sprawę, że te pozornie niezwiązane ze sobą w żaden sposób elementy, objawy i poszlaki tworzą spójną całość, a sygnałów, które uparcie starasz się ignorować, dalej ignorować się nie da… Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, chociaż to na pewno zaboli albo chociaż zdziwi: Tak, właśnie dopada Cię starość. 

Czytaj dalej