Tekst pełen nienawiści

Na tym blogu nie ma ciężkich tematów. Nie wiem czy kogoś oprócz mnie bawią zamieszczane tutaj teksty, ale w założeniu miał być to blog satyryczny. W każdym razie ja przy pisaniu nieraz bawię się naprawdę nieźle i mam wreszcie swój ironiczny kawałek Internetu. Mi się podoba.

Ale nie zawsze może być neutralnie, przyjemnie i błogo. Dlaczego?

Bo dzisiejszy tekst będzie pełen nienawiści. 

Czytaj dalej

Dzięki b(l)ogu za blogosferę, czyli Share Week 2015

Zaryzykuję stwierdzenie, że polska blogosfera przeżywa aktualnie swój złoty wiek. Wiem, że istnieje od lat i zgaduję, że będzie istnieć jeszcze długo, ale prawdopodobnie nigdy nie będzie już tak wpływowa i interesująca jak jest teraz (bo prędzej czy później umiejętność czytania u homo sapiens całkiem zaniknie i ostatni bastion czytelnictwa – blogosfera także upadnie). Być może wydaje mi się tak dlatego, że sama powróciłam do pisania po latach i robię to może odrobinę bardziej udolnie niż dekadę temu. Może to dlatego, że bycie blogerem stało się po prostu modnym sposobem na życie, a nawet na zarabianie. A może dlatego, że nigdy wcześniej tak wielu blogerów nie zajmowało się niemalże każdą dziedziną naszego życia i nie miało na nie tak realnego wpływu?

Czytaj dalej

Rozdział 2, w którym Ciepła Klucha postanawia zostać Superbohaterką

Tak jak rzecze opis mojej skromnej osoby w prawym górnym rogu… Żyję sobie gdzieś w mentalnej luce między takimi bohaterkami jak Bridget Jones i Lisbeth Salander. I zapewniam- nie jest to wybór przypadkowy!Jeśli istnieją jeszcze na świecie ludzie, którzy o którejś albo (o zgrozo!) o żadnej nie słyszeli to serdecznie polecam- zarówno książki jak i filmy! W dowolnej, dostosowanej do potrzeb i możliwości kolejności. Ja wiem, że do znudzenia, od najmłodszych lat wpaja się nam nienaruszalną zasadę: Najpierw książka, potem film! Najpierw pierwowzór! I nie ma przebacz.
Ale wybaczcie… O ile w przypadku pierwszej części trylogii „Millenium” nie mam żadnych wątpliwości co do geniuszu autora, i żadna z ekranizacji (czy to szwedzka czy hollywoodzka) nie umywa się według mnie do książki, to już stety-niestety nie jestem jakoś szczególnie przywiązana do książkowej wersji „Dziennika Bridget Jones”. Owszem, to książka fajna i przyjemna, ale tak jak film mogę oglądać wielokrotnie to jednorazowa przygoda z książką zupełnie mi wystarczyła.
Jednak o ile napisanie fajnego bestsellera nie jest jeszcze wyczynem wymagającym jakichś paranormalnych umiejętności, to już do stworzenia tak wyrazistych i wyjątkowych postaci jak Jones i Salander potrzeba nie lada talentu – nie tylko pisarskiego.Dla mnie obie są doskonałe, choć każda inaczej. Jedna do bólu prawdziwa, druga jakby żywcem wyrwana z komiksu.Ciężko znaleźć inne bohaterki tak różne jak te dwie… A jednak obie podziwiam, na ten swój własny pokręcony sposób.

Czytaj dalej